wtorek, 6 sierpnia 2013

Dlaczego kocham i muszę podróżować



         W mojej rodzinie uchodzę za globtrotera, wśród niektórych znajomych również. Ja się aż tak nie czuję, bo z drugiej strony mam wielu znajomych, którzy podróżują dużo więcej i częściej niż ja, zwiedzili o wiele więcej miejsc i przy nich zdecydowanie wypadam blado. No ale powiedzmy, że na pewno podróżuję więcej i dalej niż przeciętna osoba. Poza tym miałam to szczęście, że moje zagraniczne podróże to głównie nie wyjazdy na kilka dni, tydzień czy dwa, spanie w ho(s)telu, zaliczanie zabytków i prowadzenie przypadkowych rozmów z tubylcami, tylko mieszkanie i studiowanie czy pracowanie w danym kraju. A to jest zupełnie, zupełnie inna jakość. Bo taki wyjazd to najczęściej jak zaczęcie nowego życia, zwłaszcza jeśli wyjeżdża się samemu. Przeczytałam ostatnio zdanie, które zresztą znałam już wcześniej i które jest trochę przesadzone, ale ma w sobie prawdę: „Świat jest jak książka, a ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę”. Oczywiście nie chce umniejszać doświadczeń tych, którzy tyle nie jeżdżą po świecie, bo np. nie mają możliwości, ale ja dzięki zmienianiu miejsc w kraju i za granicą czuję się trochę, jakbym przeżyła kilka żyć albo przynajmniej kilka odrębnych rozdziałów. Moje życie katowickie, moje życie tomaszowskie, moje życie poznańskie, moje życie fińskie (również w kilku rozdziałach), moje życie krakowskie i wreszcie moje życie meksykańskie. Zmienia się wszystko: otoczenie, język, ludzie, klimat, jedzenie. Z jedną niezmienną stałą, którą jesteś ty i twoja świadomość. W tym wszystkim z całą pewnością posiadasz tylko siebie.
         Są ludzie, którzy nie rozumieją takiego podróżowania i ciągłego zmieniania miejsc, ale chyba tylko dlatego, że sami tego nie doświadczyli. Czy tym da się nie zarazić, gdy już się zacznie? I tu naprawdę nie chodzi tylko o zwiedzanie zabytków, poznawanie obcokrajowców i próbowanie egzotycznych potraw. To jest wspaniałe, ale to tylko powierzchnia tego wszystkiego, co doświadczasz decydując się na życie w obcym kraju.
         Gdy żyjesz i pracujesz/studiujesz za granicą już nie muskasz tylko powierzchni, ale po prostu wsiąkasz w dany kraj. Codziennie rano i po południu jeździsz ze wszystkimi metrem czy autobusem, codziennie patrzysz na ich zmęczone twarze i twoja też jest często tak samo zmęczona, jesz w miejscach, w których oni jedzą, jakichś zwykłych barach, a nie tylko lepszych restauracjach, robisz codzienne zakupy w supermarkecie, poznajesz więc wszystkie produkty, jakie są na półkach. Już nie jesteś turystą, żyjesz życiem normalnego mieszkańca danego miejsca. Jesteś jego mieszkańcem. I przede wszystkim spędzasz czas z jego innym mieszkańcami. To już nie są przypadkowe, powierzchowne, zabawne rozmowy pt. „Co ci się podoba w naszym kraju?” czy „Naucz mnie czegoś po polsku”, to rozmowy o wszystkim i o niczym, wspólne milczenie, nudzenie się, planowanie, wyjaśnianie nieporozumień, wymiana poglądów, argumentowanie. Dopiero wtedy naprawdę ich poznajesz. I zauważasz, że ludzie na całym świecie są do siebie cudownie podobni.
         Najbardziej wierzchnia warstwa to poznanie kraju. Kolejna, głębsza, to poznawanie ludzi. Dochodzi jeszcze poznawanie języka, które też jest cudownym doświadczeniem, gdy wreszcie docierasz do momentu, w którym odkrywasz, ile się nauczyłeś i że nareszcie MÓWISZ i ROZUMIESZ. Ale najważniejsza warstwa i taka, do której możesz dojść dopiero po jakimś czasie, to poznawanie siebie. Na wszelkie możliwe sposoby. Jeśli to twój pierwszy taki wyjazd i mieszkanie bez rodziny, to na pewno przekonasz się, jak jesteś silny, jak potrafisz sobie poradzić i na pewno będzie to więcej niż sobie wyobrażasz. Z każdym kolejnym wyjazdem też zresztą będziesz się przekonywać o tym samym, z tymże będziesz mieć już więcej pewności siebie i odwagi. Choć myślę, że zawsze przed podróżą przychodzi jakiś strach i niepewność. Poza tym poznasz ludzi, których normalnie byś nie spotkał i którzy mogą postawić cię w sytuacjach, w których jeszcze nie byłeś, a jeszcze częściej już byłeś, ale wciąż nie umiesz sobie w nich poradzić. Ludzie z innych kultur mogą też widzieć w tobie cechy, których nikt wcześniej nie widział lub ci o nich nie mówił. A co jest dla mnie najważniejsze?
         Mniej lub bardziej często pewnie prawie każdy myśli sobie, jak dobrze byłoby rzucić to wszystko, wyjechać i zacząć gdzie indziej od początku. Że wtedy wszystko byłoby inaczej, że zmieniłoby się całe życie i on sam, narodziłby się na nowo. I kiedy to zrobisz, faktycznie jest inaczej, przez jakiś miesiąc, może krócej, może dłużej. Wszystko jest nowe, wszystkiego chcesz doświadczać, czujesz pełnię, a jednocześnie niedosyt i nie masz czasu na myślenie, bo tyle jest do zrobienia i do powiedzenia. Ale w końcu przychodzi moment, w którym wszystko się uspokaja, stabilizuje, traci tempo i staje się… takim życiem, jakie miałeś wcześniej. Z tymi samymi schematami. A w tobie powracają te same uczucia. Wszystko przed czym miałeś uciec, co myślałeś, że zostawiłeś za sobą. Możesz wtedy zostawić wszystko i wyjechać kolejny raz. I kolejny. I kolejny. Ale jakkolwiek nie zmienisz swojego otoczenia, ty zawsze będziesz ten sam. To, co najbardziej chcesz zostawić, zawsze będzie za tobą podążało, bo jest w tobie. I w końcu będziesz musiał to sobie uświadomić i skonfrontować się z tym, wewnątrz siebie, nie przez zmianę miejsca.
         To nie znaczy, że nie warto podróżować. Tym bardziej warto, bo być może dopiero w ten sposób poznasz siebie i to, czego potrzebujesz. Gdybyś nigdy nie wyjechał, wciąż mógłbyś myśleć, że musisz zmienić miejsce, nie siebie.
         Ja nie chcę żyć inaczej niż podróżując, bo tylko wtedy naprawdę czuję, że żyję. Jakikolwiek dłuższy pobyt w jednym miejscu wprowadza mnie w stagnację. Najbardziej, najbardziej lubię, gdy już przejdę przez cały reisefieber, wszystko dopnę na ostatni guzik, wsiadam wreszcie do autobusu/pociągu/samolotu, wsadzam bagaż gdzie trzeba, siadam w fotelu, pojazd rusza, a ja patrząc na uciekającą mi przed oczami drogę myślę o wszystkim tym, co za mną, o wszystkim tym, co przede mną i czuję się wolna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz