czwartek, 6 czerwca 2013

El trabajo, czyli praca



         Jutro moje pierwsze publiczne wystąpienie po hiszpańsku! Organizacja, dla której pracuję jako wolontariuszka, organizuje konferencję nt. jak pozyskiwać wolontariuszy, także zza granicy. Mam mieć tam swoje 5, czy raczej 15 minut i opowiedzieć o sobie i swoim doświadczeniu związanym z wolontariatem w Monterrey. Wczorajsze pół dnia i dzisiejszy cały dzień w pracy spędziłam na przygotowywaniu prezentacji, która koniec końców w połowie składa się z reklamy naszego pięknego kraju: m.in. zdjęć Bałtyku, jezior, gór i miast oraz przykładów łamańców językowych (nie, nie ma mojego nazwiska) ;P. Całą kartkę A4 zapisałam tym, co mam jutro powiedzieć, poszukałam słownictwo, no i mam nadzieję, że nie zatnę się nagle i nie powstanie minutowa cisza, bo tego najbardziej nienawidzę. Najgorsze, że mam się ubrać w długie spodnie i koszulę, przy 35 stopniach! Oni tu wszyscy tak chodzą i nie mam pojęcia, jak funkcjonują. Ja latam tylko w szortach, spódniczkach i koszulkach na ramiączkach, i umieram i tak.
Skoro już zeszło na temat mojego wolontariatu, to może przybliżę, co przyjechałam tu robić poza skakaniem po piramidach. Jestem wolontariuszką organizacji AMMAC (http://www.ammac.com.mx), która pomaga potrzebującym na różne sposoby, m.in. budując i naprawiając domy czy przekazując im żywność. Ja z kolei zajmuję się programem Saturday School, który ma na celu zachęcenie dzieci z biedniejszych rodzin do kontynuowania nauki, na co często się nie decydują. W związku z tym co sobotę organizowane są dla chętnych zajęcia, które mają pokazać, że nauka może być fajna. Myślałam, że przyjeżdżam tu jako nauczyciel angielskiego, ale okazuje się, że mam w większości koordynować cały program – rozmawiać z dyrektorem szkoły, z nauczycielami, z rodzicami, umawiać wolontariuszy na każdą sobotę, być obecną na każdych zajęciach i pilnować, by wszystko grało. Brzmi jak super wyzwanie zważywszy na mój obecny poziom hiszpańskiego. Pożyjemy, zobaczymy, na razie będzie chwilowo spokojniej, bo zbliżają się wakacje. W minioną sobotę zakończyliśmy semestr i jesteśmy na etapie poszukiwania szkoły na kolejny. Jak już jakąś upatrzymy i zaczniemy wszystko rozkręcać, to się zacznie prawdziwy Meksyk i próba moich sił... A twierdzili, że to w korpo są czalendże, phi. Życia nie znają. Swoją drogą, jak dobrze, że mnie tam NIE MA! Naprawdę dobrze tu być, dni różnią się od siebie, mam zróżnicowane zajęcia, spotykam się z ludźmi i przede wszystkim robię coś wartościowego.
Do tej pory głównie obserwowałam przebieg programu m.in. uczestnicząc w dwóch ostatnich sobotach tego semestru. Dwa tygodnie temu pojechaliśmy z dziećmi do bioparku, gdzie główną atrakcją jest przejażdżka otwartym autobusem po parku safari, karmienie wielbłądów, antylop, żyraf, strusi i innych stworzeń Bożych. Najbardziej szalone okazały się wielbłądy, które biegły za autobusem pchając mordy do wewnątrz po więcej jedzenia. Pisku dzieci nie da się opisać :). 





To ja na atrakcji nazwanej Kilimanjaro
Wróciłam tak wykończona jak nie byłam nawet po dwudniowej podróży tutaj – robieniem bez przerwy zdjęć (zostałam na ten dzień mianowana fotografem), upałem i hiszpańskim. Podłamałam się, że nie rozumiem dzieci, zwłaszcza tych młodszych, bo mamroczą cieniutkim głosikiem... Za to w minioną sobotę dzieciaki napisały końcowy test, a potem przyszedł czas na różnorakie gry i zabawy, w większości mokre. Jako że było ich nieparzyście, zostałam zwerbowana do jednej z gier drużynowych polegającej na przenoszeniu wody z jednego wiadra do drugiego za pomocą gąbki... Gąbka była przekazywana z rąk do rąk ponad głowami, więc na sucho nikt nie skończył. Dodam, że moja drużyna wygrała :). Co prawda dalej nie za wiele sobie mogłam z dzieciakami pogadać (choć więcej niż tydzień wcześniej), ale czuję, że mnie polubiły, no i nauczyły się wymawiać moje imię :D. Dzisiaj pojechaliśmy do szkoły ostatni raz i zaczęły mnie wołać z jednej z klas :). Mam nadzieję, że zanim zaczniemy następny semestr, to będę w stanie się z nimi porozumieć ;P. 
Na koniec trochę meksykańskiej muzyki i nie będą to mariachi.

2 komentarze:

  1. Mega megaśnie, cieszę się, że się w tym wszystkim odnajdujesz i niezmiernie Ci zazdroszczę :) jak zwykle wszystkiego! dodawaj trochę więcej zdjęć, tylko uważaj na przepalającą się instalację elektryczną! i ciesz się z upałów u nas zimnica i pada od miesiąca. Za to w Finlandii upały 30-stopniowe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę dodawać, ale teraz jest przecież 6, to nie tak mało ; ). Instalacja już się nie przepali, naprawili ją : ). Haha, w Finlandii 30 stopni?? Tu w lecie (jeszcze jest wiosna :]) ma być nawet 45...

    OdpowiedzUsuń