piątek, 28 czerwca 2013

La gente, czyli ludzie




Znacie to uczucie, kiedy energia w Waszym życiu nie płynie? Kiedy rzeka życia jakby zatrzymała się w miejscu przytrzymywana przez niewidzialną tamę, a woda zamiast pędzić naprzód, kotłuje się w jednym miejscu, stając się mętna i zatęchła? Nic specjalnego się wtedy nie dzieje i nie chce się dziać, mimo Waszych najszczerszych chęci i działań. Wszystkie podejmowane kroki napotykają na ścianę oporu. Nic nie klei się do siebie, wszystko się jakoś rozłazi, ludzie nie podłapują Waszych pomysłów i nic i nikt nie współpracuje. Nic nie posuwa się naprzód, nic się nie dzieje, a Wasza frustracja narasta, bo nie rozumiecie dlaczego i jak to zmienić. Z jakichś powodów strumień energii płynącej przez Wasze życie nie może posuwać się dalej. Może dlatego, że za bardzo chcecie i za bardzo się staracie? Może trzeba dać jej przestrzeń, aby działała jak chce? Nie zawsze jest jasne, dlaczego, ale jeśli nie wiadomo, co zrobić, najlepiej po prostu zdać sobie z tego sprawę i przeczekać. Ja swoje przeczekałam i energia znów płynie. I czuję... że tu stać się może coś dobrego : ). Dość powiedzieć, że za trzy tygodnie najprawdopodobniej jadę do Chiapas, a za miesiąc do Mexico City. Daty praktycznie wybrane i został tylko krok do kupienia biletów. A poza tym... zobaczymy, co jeszcze się może stać.

Pewnie czekacie, aż opowiem Wam milion ciekawostek o tym, jacy są Meksykanie i jak ich kultura różni się od naszej? Cóż, nigdy nie byłam jakoś specjalnie dobra w szukaniu różnic między ludźmi, krajami czy kulturami i nigdy mnie to specjalnie nie kręciło. Oczywiście widzę różnice, ale gdy ktoś mnie o to pyta, zazwyczaj muszę się zastanowić, żeby wymienić więcej niż dwie-trzy. Poza tym wzbudza to we mnie zawsze uczucie, jakbym tworzyła podziały, jakbym wskazywała palcem i mówiła „oni są inni”, jakbym zasiewała w umysłach ludzi fałszywy obraz. Zawsze myślałam, że nie widzę tych róznic, bo jestem mało spostrzegawcza i analityczna. Teraz wydaje mi się, że może nie zwracam na to uwagi, bo to po prostu nie jest dla mnie ważne. Po podróżach, które odbyłam i spędzeniu miesięcy w innych krajach stwierdzam, że bardziej ciekawe jest to, jak ludzie wewnątrz są do siebie podobni, mimo wychowania w innej kulturze tysiące kilometrów dalej. Czują to samo, chcą tego samego, nie cierpią tego samego, śmieją się z tego samego. Jest to dla mnie w jakiś sposób niesamowite, że po drugiej stronie globu spotykam ludzi z poczuciem humoru tak podobnym do mojego. Od których dzieli mnie niby bariera językowa, bo nie może porozmawiać całkiem swobodnie, ale rozumiemy się i wiemy, że nadajemy na tych samych falach. A to, że oni lubią jalapeños, ale pewnie nie przełknęliby ogórków kiszonych? To, że kierowcy jeżdzą jak wariaci i potrafią się nie zatrzymać nawet jak stoisz na środku ulicy? To, że ludzie grzecznie ustawiają się w kolejce do autobusu, do którego Polacy pchali by się jeden przez drugiego? Nawet to, że są bardziej otwarci w kontaktach i zapraszają cię do domu ledwo cię poznawszy? To wszystko tylko powierzchnia, coś, żeby zwieść oko i umysł, ale koniec końców – nieistotne.
To niby takie oczywiste i po co o tym pisać, ale kto, poza tym, że niby to WIE, stosuje tę wiedzę w swoim życiu, 24/7, 365 dni w roku? Ja też niestety nie, bo od teorii do praktyki droga wciąż długa. Przykro mi patrzeć, jak w ostatnim czasie podziały między ludźmi w moim kraju wydają się zaostrzać, przynajmniej na płaszczyźnie prawo-lewo. I nie mówię o tych na górze, mówię o wszystkich, z obydwu stron. W kółko wszelakie epitety i wzajemnie odmawianie sobie inteligencji. Pobudka! Teraz!
Resztę niech dopowie kto inny. Jak mogłam tak długo go nie doceniać?? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz