Albo nastąpił jakiś dla mnie jakiś
językowy przełom albo mam po prostu lepszy dzień hiszpańskiego. Być może jest
to jedno i drugie, bo bywają różnie dni i nawet mieszkając w Finlandii miewałam
„dni beznadziejnego fińskiego”. Bądź co bądź, dzisiaj nagle odkryłam, że coś
się zmieniło. Że rozumiem więcej. Że dalej nie wyłapuję wielu słów, ale jestem
w stanie się więcej domyśleć. Że jestem nawet w stanie wyłapać wątki, a czasem
całe zdania z rozmów native’ów! I mówię też lepiej, aż tak się nie zacinając.
Nawet czasem odmieniam czasowniki w Preterito Indefinido bez większego
zastanowienia. I polubiliśmy się z czasownikiem decir (mówić), który wcześniej nienawidziłam za jego odmianę. Mam tylko
nadzieję, że jutro się nie obudzę i nie będzie tak jak wcześniej.
Jeszcze do
dzisiejszego ranka czułam się jak dziecko z upośledzeniem umysłowym, które zna
20 rzeczowników, 10 czasowników oraz 10 przymiotników i potrafi sformułować za
ich pomocą proste zdania, które pozwalają mu przetrwać i wyrazić podstawowe
potrzeby (Jestem głodna, Zimno mi, Jestem
zmęczona). Kiedy próbowałam powiedzieć coś bardziej skomplikowanego albo
nie daj Boże opowiedzieć jakąś historię, wszyscy patrzyli na mnie w skupieniu,
ale i tak często nie wiedzieli, co próbuję wydobyć ze swojej głowy na światło
dzienne. Naprawdę, po tygodniu zaczyna to być już bardzo irytujące. Niektórzy
mówią do mnie czasami angielsku, ale to denerwuje mnie jeszcze bardziej, bo wtedy
już w ogóle czuję się jak ktoś specjalnej troski i wykluczony z
hiszpańskojęzycznego środowiska. Już wystarczy, że kiedy rozmawiają między sobą, czuję się jak totalny outsider, bo nic nie rozumiem. Sama przestałam mówić po angielsku po jakichś
3 dniach – używam tylko pojedynczych słów, zwrotów albo zdań, gdy naprawdę nie
mogę się wyrazić. Mówienie po angielsku uważam za poddanie się, za osobistą porażkę.
I w ten sposób na pewno się nie nauczę. Najgorsze jest to, że niektórzy
podświadomie traktują cię jak kogoś naprawdę upośledzonego. Niby wiedzą, że
jesteś inteligentny i tacy jak oni, ale przez sposób, w jaki się wysławiasz,
zaczynają traktować cię jak dziecko, sami pewnie do końca nie zdając sobie z
tego sprawy. Muszę ciągle powtarzać „Tak, wiem”, „Zrozumiałam”, kiedy tłumaczą
mi najprostsze sprawy i najprostsze słowa. Dwa dni temu jeden koleś z pracy
pokazywał mi, jak wygląda tortilla i znowu skoczyło mi ciśnienie. Moja
współlokatorka nie pozwala mi na razie jechać albo wracać samej z pracy
(pracujemy razem), bo przecież się zgubię albo mnie porwą. Przecież na pewno nie pamiętam nazw przystanków albo pojadę w drugą stronę. Przecież ja nic nie rozumiem. Nieważne, że
podróżowałam sama do Anglii, do Finlandii, do Hiszpanii. Jesteśmy w AMERYCE. Co
najmniej jakby to była inna planeta. A ja nie lubię ograniczania mojej swobody
poruszania się, oj, nie lubię. Cóż, tym bardziej muszę się spiąć i polepszyć
mój hiszpański, może wtedy przestanie uważać mnie za zagubione dziewczątko.
Hiszpański na szczęście
już mi się tak nie miesza z fińskim, ale dalej najwięcej problemów sprawia mi
słówko se. W hiszpańskim to jakby się, a w fińskim oznacza to, więc w obydwu używa się go bardzo
często, przez co ciągle wpycham to nieszczęsne se, gdzie nie trzeba. Poza tym brakuje mi w hiszpańskim passivi i
nagminnie używam czasu teraźniejszego jako przyszłego. Ciekawe, jak będzie
wyglądał mój fiński za 5 miesięcy...
Kolejna sprawa to odmiana
hiszpańskiego, której tu używają. Nawet gramatyka się różni, np. forma drugiej
osoby liczby mnogiej. W Hiszpanii mówią vosotros
teneìs, w Ameryce Łacińskiej ustedes
tienen. Ciekawe, co odkryję dalej. No i słownictwo! Na zakończenie notki lista latynoamerykańskich, meksykańskich i monterreyskich
słówek, które do tej pory poznałam:
el carro (chyba głównie północny Meksyk) – samochód (w
Hiszpanii el coche)
la alberca (Ameryka Łacińska) – basen (w Hiszpanii la
piscina)
el celular (Am.Łac.) – telefon komórkowy (w Hiszpanii el móvil)
güey (Meksyk) – coś jak „ej, stary” albo angielskie „dude”
padre
(Meksyk) – fajne, cool
¿Qué onda? (Meksyk) – co słychać? co tam?
Regio/Regia (tylko Monterrey?) – mieszkaniec/mieszkanka
Monterrey
cuera (Monterrey) – normalnie oznacza skórę, ale w Monterrey
również też coś słodkiego, fajnego (jak angielskie cute)
Pewnie jeszcze coś było, ale nie pamiętam : ). Jutro muszę
wcześnie wstać, bo jedziemy z dzieciakami ze szkoły do Bio Parku. Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz